BMW E90 320D (150 KM, 2006 rok) - jak dotąd, najlepszy samochód jakim miałem okazje się przejechać. Pierwszy raz miałem do czynienia z automatem i jestem zaskoczony. W ogóle nie czuć, jak zmienia biegi. Aż prowokuje do szybkiej jazdy, mimo, że ma "tylko" 150 km i to "tylko" dwulitrówka. Bałbym się dopaść coś większego, he he. Przy okazji wujkowi już się ten samochód znudził i rozgląda się za E60 530D (wcześniej miał już trzy 'piątki'). Równie chętnie się przejadę. Wracając do tego modelu - w środku sprawiał wrażenie dość dobrze wykończonego, nie pasowały mi tylko uchwyty do kierunkowskazów - jakoś dziwnie chodziły, nie miałem pewności, czy dobrze odskakiwały. Do tego przycisk "start" zamiast tradycyjnego kluczyka
VW Golf IV (1.6 benzyna, 101 KM, 1998 rok) - samochód mojego dziadka. W miarę ekonomiczny, służy mu już 6 lat (nazywa go ścierwem, dlatego lata nim na grzyby, na ryby i ogólnie ujmując - w teren). Jeździło się nad wyraz przeciętnie. Coś jak Grande Punto, na którym uczyłem się jeździć. W porównaniu z Omegą ciasno, mała kierownica i nie najlepsza dynamika. Nie wiem, jak taką wozidupą można się 'jarać' - wszak znam osoby, dla których "czwóreczka", najlepiej TDI to marzenie.
VW Transporter T4 (1.9 TDI, 75 km, 1995 rok) - stary samochód mojego ojca, który więcej stoi niż jeździ. Służy jako furka do bardziej ekstremalnych jazd, typu w/w ryby, grzyby, przewożenie czegoś ciężkiego, itp. Taki wół. Być może przez to jest strasznie rozklekotany. Podczas jazdy nie mogę skupić się - na i tak już głośnej - pracy silnika.
Wszystko stuka, lata, do tego spartański wygląd deski rozdzielczej i skrzynia biegów jak w autobusie. Przy prędkości 100-110 km/h zaczyna się już męczyć. Jak wszedłem w zakręt z większą prędkością, to miałem wrażenie, że zaraz mnie przeciąży. Cóż, to nie dla mnie. Jak dotąd jeździłem samymi osobówkami i przy tym pozostańmy.
C.D.N.