Cześć Wszystkim
Panie i Panowie tydzień temu sprzedałem Omegę, gość przyjechał z bratem, który sie zna lepiej od niego. Przejechał się, mówił, że silnik chodzi elegancko itd. Samochód był wystawiony za 4500 ja sprzedałem go za 3900, chłopak sie ucieszył i pojechał do domku 200 km od Szczecina. Dojechał i zadzwonił, że super hiper. Ale dzisiaj zadzwonił do mnie jego mechanik i stwierdził wadę ukrytą, otóż powiedział, że znalazł olej w kolektorze dolotowym i stwierdził, że pierścienie są zepsute, zmierzył kompresję i powiedział, że jest 8,5. Kupiec zadzwonił do mnie z lekkimi pretensjami, że go okantowałem, ale ja broń Boże nie miałem nic do ukrycia. Auto było przeze mnie użytkowane na co dzień i nic niepokojącego nie zauważyłem. Kupiec chce ode mnie pieniądze za naprawę ( jakąś część pieniędzy ). Mechanik będzie mu mówił żeby robił remont, straszył mnie rzeczoznawcą, sądem itp. Powiedzcie mi jak sie zachować w tej sytuacji? Nie chcę iść do sądu i się sądzić, nerwy tracić itd. Poradźcie coś. Może ktoś z Was lub Waszych znajomych był w takiej lub podobne sytuacji.
Dodam, że jest normalna umowa kupna sprzedaży.
Jedyny komentarz na takich kupujących gości hahahahahahahahahahahahahahaha:jump::jump::jump::
Silnik jest częścią eksploatacyjną, która podlega nie ewidencjonowanej wymianie. I mogą cię cmoknąć w pompę ,dziady

!. Sorry, troszkę się uniosłem ale nie mogę znieść dziadów którzy kupują używane , prawie dwudziestoletnie auto za psie pieniądze a do tego liczą na naiwność uczciwego człowieka żeby wyłudzić od niego pare groszy , i nie do końca wiadomo czy faktycznie na remont. Jeśli ktoś nie zna sie na autach to do zakupów niech dobrego mechanika zabiera. Albo sobie rower kupi. Nie każdy właściciel auta musi się znac na mechanice, coś może sie zaczynać psuć a on o tym może nie wiedzieć. Kupując używane auto zawsze mamy coś do zrobienia. Tak czy nie?