Od dłuższego czasu zbierałem się, żeby zrobić u siebie rozrząd, bo trochę km już natrzaskane, a autem chciałem jeszcze trochę pojeździć. Przy okazji wyszło, że cieknie mi pompa wtryskowa, więc nadarza się okazja ogarnąć całość za jednym zamachem. Jako, że nie lubię naprawiać auta u domorosłych mechaników, zdecydowałem się na mechanika polecanego tu na forum i mającego dobrą opinię. Dodam, że na termin wizyty czekałem ponad 3 tygodnie, a i kawał drogi miałem do niego. On miał zająć się rozrządem, a pompę miał uszczelnić jakiś pompiarz(pompa sprawna, paliła na ciepłym i zimnym na dotyk).
Auto odstawiłem 5.II(wtorek) i udałem się w miasto, wiedząc, że robota będzie skończona na następny dzień. Następnego dnia(po montażu pompy), okazało się, że auto nie chce odpalić, a jak już zaskoczy, to nie trzyma obrotów. Chcąc nie chcąc, musiałem zostać jeszcze 1 dzień, po czym z rana dostałem telefon, że nie da rady zrobić auta do końca weekendu, więc mam wracać autobusem do siebie. No trudno, ********* udaję się w podróż powrotną PKS-em.
Cały następny tydzień próbuję dowiedzieć się, na kiedy auto będzie gotowe - tak mija czas, aż do dzisiaj - 20.II. Wersja, którą usłyszałem, to że pompiarz dał ciała i uszkodził nastawnik, więc wysłał go do regeneracji.
Sprawa jest o tyle, ciekawa, że tyczy się jednego ze znanych forumowiczy, który zawodowo para się mechaniką(na razie niech pozostanie anonimowy).
Jestem bez auta PONAD 2 tygodnie, już mnie pomału cholera bierze. Ja rozumiem, że kto inny dał ciała, ale w końcu to nie jest moje zmartwienie.
Chciałbym od Was uzyskać porady, do dalej robić i czego się domagać, bo jak na razie jestem w czarnej
