Jako, że nie znalazłem takiego samego tematu, pozwoliłem sobie zrobić poradę. Dzięki temu zaoszczędziłem ponad 100zł a kto wie czy i nie więcej.
Zavoli Zeta N jest dość popularnym i raczej trwałym parownikiem, ale niestety mieszkamy w kraju w jakim mieszkamy i niestety nie mamy za czystego gazu, co zobaczycie dalej na zdjęciach.
Zaczynamy od wydłubania parownika z samochodu, co jest czynnością dość prostą. U mnie siedzi pod filtrem powietrza, wyjęcie zajęło mi 10min. Węże z płynem chłodniczym warto po odpięciu od reduktora przypiąć opaskami gdzieś wysoko, żeby nie uciekł nam płyn. Ja dodatkowo wsadziłem do obu po nasadce 12mm (nie miałem niczego innego pod ręką), żeby nie nawpadało do rurek syfu. Nie zapominamy o odpięciu / wykręceniu czujnika temperatury, który znajduje się na bocznej ściance parownika (wychodzą z niego dwa kabelki) oraz odkręceniu rury gumowej "odbierającej" ogrzany gaz. Następnie kluczem 13 wykręcamy przewód miedziany który doprowadza gaz do parownika. Nie ma obaw nic nie poleci. Jeśli ktoś się jednak tego obawia, zawsze można zakręcić zawór na butli. Żeby nie ułamać przewodu miedzianego, odkręciłem go również od filtra gazu.
Nareszcie mamy parownik w łapkach, więc zamykamy sobie autko i idziemy spokojnie do domu. Na odpowiednio przygotowanym stole (będzie sporo syfu) rozkładamy graty.
Ja zakupiłem oryginalny zestaw naprawczy pasujący zarówno do reduktora Zavoli Zeta N jak i S.

Zaczynamy od rozkręcenia parownika. W tym celu wykręcamy wszystkie śruby z płaskich boków obudowy - jest ich 12, oraz kluczem 17 króćce przewodów płynu chłodniczego i wylotowy gazu.
NIE RUSZAMY: dwóch malutkich śrubek imbusowych (na okrągłym boku obudowy) oraz dużej śruby imbusowej na środku parownika! Niestety nie mam ich zdjęć.
Nie ma znaczenia które wykręcimy najpierw, ja zacząłem od tej "wypukłej" strony na której jest śruba do mocowania parownika do nadwozia. Po wykręceniu 6-ciu małych śrubek obudowa sama odejdzie, bo pod spodem są dwie dość mocne sprężyny i grzybek ustalający. Oto jaki widok zobaczyłem:


Z drugiej strony po wykręceniu śrubek mamy taki widok:

Tutaj obudowa nie chciała odskoczyć, więc pomogłem jej delikatnie uderzając młotkiem i śrubokrętem celując w czarną uszczelkę. Jak cała operacja nam się uda mamy taaaki ładny widok:


Mamy teraz przed oczami wnętrze parownika. Wykręcamy dwie małe śrubki trzymające młoteczek regulujący dopływ gazu i podważamy do lekko. Wyskoczy łatwo bo trzyma się tylko na tych dwóch małych patyczkach. Tu mi się wkradł mały błąd z numeracją - powinno być 7 itd.
Strzałką zaznaczyłem śrubki do wykręcenia i plaster mazutu jaki się ładnie odłożył



Powiem szczerze, że miałem ładnie oskrobać ten syf, i złożyć z powrotem, ale coś mnie tknęło jak wlałem sporą ilość benzyny ekstrakcyjnej do tego zagłębienia, gdzie "pracuje gaz i jakież było moje zdziwienie, gdy od spodu parownika benzyna ledwo kapała....
Podważyłem lekko wkrętakiem te aluminiowe blaszki zamykające kanał gazowy i co... mnóstwo asfaltu


W tych dwóch kanałach siedzą po trzy miedziane sprężynki, które dość łatwo dają się wydłubać. Pewnie po coś są, więc obchodzimy się z nimi dość delikatnie, żeby ich nie połamać. Strzałkami zaznaczyłem miejsce, gdzie wsadziłem mały imbus i wybiłem młoteczkiem takie same blaszki od spodu parownika - tam też jest "kilo" towaru

Przy okazji wymieniamy oringi z króćców, które wcześniej wykręciliśmy i tą gumową poduszkę/korek z młoteczka, który reguluje przepływ gazu. Komplet gumek mamy w zestawie naprawczym.

Całość czyścimy ile się da, nożykiem, śrubokrętem, benzyną ekstrakcyjną. Nie zapominamy o sprężynkach miedzianych, które traktujemy szczotką drucianą.
Teraz pozostaje nam złożyć wszystko do kupy. Prostujemy lekko kombinerkami te aluminiowe blaszki i wbijamy delikatnie młotkiem z powrotem na miejsce.

Nie ma obaw o szczelność, bo i tak dociśniemy całość nowymi uszczelkami.
Zakładamy uszczelki, najpierw czarną. Nie można się pomylić, bo ma różne otwory (zaznaczone strzałkami).

Skręcamy wszystko 6-ma śrubkami. Ja przykręcałem jak koło do samochodu czyli po przekątnej.

Stronę z czerwoną uszczelką zostawiamy sobie na koniec. Zakładamy uszczelkę , sprężynę i grzybek centrujący. Nakładamy wierzch obudowy, wkładamy dwie przeciwległe śrubki i wkręcamy je na jeden obrót, nie do końca, bo nie ułoży nam się równo obudowa. Jak mamy lekko wkręcone te dwie śrubki to wkręcamy pozostałe.

Skręcamy do końca, dokręcamy króćce wody i gazu i montujemy całość w samochodzie.
Nie zapominamy oczywiście o odpowietrzeniu układu chłodniczego - zagrzanie auta do otwarcia termostatu z włączonym na max grzaniem i odkręconym korkiem.
Po jeździe testowej można tylko stwierdzić, że auto zap***la jak dawniej

Powodzenia w pracy!
Komentarze proszę na PW, żeby nie śmiecić porady. Jeśli gdzieś się pomyliłem, dajcie znać.