Jadę sobie autem tak 90 - 100 km/h, spokojnie, później wjechałem na teren zabudowany i na skrzyżowaniu pojawiła się kontrolka oleju. Nie chciałem powodować zakorkowania podjechałem kawałek dalej na chodnik by się przyjżeć sprawie. Gdy jechałem te 20 metrów na chodnik auto traciło szybko moc tak jakby zaklinowały mi się hamulce. Spojżałem pod maskę a tam fontanna z wlewu oleju, korek był gdzieś wystrzelony. Gdy mnie zholowano do mechanika ten zrobił oczy i powiedział że przez 20 lat nie widział takiego czegoś. Dolał tylko (!) 3 litry oleju i powiedział że odpali bo i tak gorzej nie będzie. Silnik zapalił i już. Nic nie wyciekało, silnik pracował normalnie. Mechanior umył porządnie silnik i kazał mi się karnąć w okolicy i podjechać do niego - tak zrobiłem. Od tego czasu żadnych problemów. Zrobiłem 60 km na próbę,ojej na bagncie jak był, nie kopci. Poradził żebym jeździł jak na dotarciu przez 1000 km bo chwilę chodził z mikro ilością oleju.
Pytanie 1:
Dlaczemu wywaliło mi w kilka sekund dużo oleju i dla czego po ponownym zalaniu chodzi cacy i ma pełną moc.
Pytanie 2:
Czy stałem się posiadaczem bomby z zepsutym zapalnikiem i w każdej chwili może to się powtózyć?
kumple mi gadali że zdarza się to gdy odma zamarznie (mamy koniec kwietnia), strata kompresji bo przepaliło tłok (ale sam się nie zasklepił przecież), lub wydmuchało uszczelkę z pod głowicy (ale się przecież nie uszczelniła spowrotem, a płyn chłodniczy czysty).
Dodam że teraz z korka wlewu oleju lekko sobie pierdzi kompresja, nic nie chlapie,
Gdzie zajżeć najpierw? Co obadać?
